niedziela, 30 marca 2008

Tahiti, Moorea - Polinezja Francuska

Z wyspami juz tak jest, latwiej sie na nie dostac niz z nich wyjechac. Jeszcze wspomnienie z Easter Island. Spotkalem w moim przekonaniu dwoch najszczesliwszych ludzi na wyspie. Spoznili sie na samolot z Wyspy Wielkanocnej. Bilety dookola swiata maja to do siebie, ze w samolocie zarezerwowane sa tylko trzy, cztery miejsca dla takich travellersow. Nastepny lot jaki udalo im sie znalezc jest za dwa miesiace. Mieszkaja dalej na campie Mihinoa i stawiaja bungalowy w zamian za spanie. Yoshi szczesciarzu...
No i dotarlem na Tahiti w lany poniedzialek. I myslalem ze swiatecznie juz nie bedzie... Ucieklem z zasmrodzonego, pelnego dziwek portowego Papeete na Moorea, wyspe najblizsza Tahiti... I pomyslalem najpierw ze mam pecha... 3 godziny lapania stopa w upale, a potem regularne dwugodzinne oberwanie chmury... Dobrze ze to tylko tradycji stalo sie zadosc i byl to jedyny deszcz przez wszystkie dni... Ale za to jaki... Smigus Dyngusowy...
Jakze odmienna od Wielkanocnej jest French Polynesia. Miejsce wypudrowanych Francuzow spedzajacych swoje wakacje na wyspach, z nosami w gorze na piaszczystych plazach, zarezerwowanych glownie dla nich i drogich hoteli. Zero usmiechu i ich bonzur wymuszone przez moje... Moze sa tacy skwasniali przez ceny... Tu naprawde towaru trzeba szukac na najnizszej polce... Ze wzgledu na to ze w Polinezji nie placi sie podatkow wszystko ujete jest w prices... Ale wystarczy zrezygnowac na chwile z bialego piasku i blekitnych lagun i wybrac sie wglab wyspy, w doliny, w rownie fotogeniczne miejsca, posrod szczytow dochodzacych do 2200 m (bezwglednej) aby spotkac prawdziwych miejscowych... Usmiechnietych, z kwiatem za uchem, z tatuazami na calym ciele... Swojskich cieplych... Trafilem na probe tanca i spiewu calej osady ... Taka probe, ktora poprzedza pozniejszy pokaz dla turystow, gdzies w miescie...Pieeeekne...



Oczywiscie miec takie szczyty nad soba i nie sprobowac wejsc... Pierwszego dnia 3 godzinny spacer w spiekocie i dotarlem najwyzej tylko do 250 m npm. Miejscowy skwitowal to: a nie prosciej jest isc na plaze... No ale jak sie pali przez caly dzien gandzie to w ich sytuacji juz tylko mozna isc na plaze... Mnie pozostalo uzupelnic plyny i ogolocilem cala palme pod ktora rozbilem namiot z kokosow...Przez reszte pobytu juz tylko plaza byla...I dalsze uzupelnianie plynow wszelakich... I nurkowanie i rekiny i plaszczki i kolorowe i koralowe cudactwa rozne... Ciezko jest przezyc na plazy... Mozna sie zanudzic na smierc...


I jezyk polski Sylwii i Pawla zaslyszany przy zachodzie slonca jakos tak wyrownal moja niechec do tego miejsca i juz bylo tylko ok... Wroclawskie Ziomy zycze Wam nie tylko szesciomiesiaca miodowego... Zycze Wam calego zycia...

W sumie to bylo slowiansko. Slowak Pawel z Liptovskiego Mikulasa po rewolucji 68 zaczal leczyc Kanadyjczykow... Ale dusza wyla za Tatrami i kazal opowiadac sobie jak tam teraz jest... Wiec poznawalismy nasze wspolne sciezki... I nie chcial mnie wypuscic bez przyrzeczenia, ze odwiedze jego i jego zone w Kanadzie i pojdziemy w Rocky Mountains. Przyrzeklem z dzika przyjemnoscia... Z odlotem na szczescie nie mailem klopotow... Ale... Jestem na kolejnej wyspie... Pozdrawiam z Nowej Zelandii... Wypozyczylem samochod i jutro ruszam w gejzerlandie...





3 komentarze:

Anonimowy pisze...

niezla rybcia wal;ik

Anka pisze...

No, Kris,
Śledzimy kolegę bardzo uważnie i widzimy, że kolega ciągle do przodu - aż nam żal myśleć, że nie uda nam się dołączyć. Za to na pewno skorzystamy z experience'a,więc pisz, pisz kolego o wszystkim i pozdrów od nas KIWI.
Anka, Krzysiek i Martin

Anonimowy pisze...

Ano rybcie niezle hihihi. U Kiwi troche mniej ale ujdzie. Moja maszyna typu biala Toyota mknie po lewej stronie drogi...pozdrawiam KRS