środa, 27 stycznia 2010

Life is fuckin' crazy...



Prawda jest taka, że przez długi czas miałem spakowany plecak... W każdej chwili założyć, obrócić się na pięcie i uciec. Tak ucieczka... Znajoma mojej siostry psychiatry mówi, że to dlatego, że nie przespałem się ze swoja matka. Cokolwiek z punktu widzenia psychologów to by nie znaczyło chyba już się z Nia /nia?/przespałem. Już rzeczy z plecaka wyłożone zostały na półeczki, w szafki, szafeczki- ułożone zostały jak życie, które musi mieć swój ugładzony rytm... Mimo tego, że jeszcze przenoszone w torbie z Ikei, które błękitem przypomina mi morze, już wiem gdzie chcę je ułożyć. wiem że chcę je ułożyć, wiem , że muszę je ułożyć, wiem że ktoś chce aby je ułożono... This is the place... Więc don't run Forrest, don't run. Jeśli już to run to the forrest - early at six with the dog...

środa, 6 stycznia 2010

Słomianozłote okręgi








Obraz składa się wrażeń i z rozmów... O rozmowę nie jest tu łatwo...
Żółte kręgi cętkują zieloną płaszczyznę Wyżyny Abisyńskiej. Są wszędzie. Nawet suche, wyrastające ponad nią przypłaszczone szczyty często zwieńczone tą złotą plamą już z góry malują obraz Etiopii, którego jeszcze nie znasz. Z góry wygląda to jakby niedbała ręka krawca, który uszył tę zieloną po deszczach materię rozsypała tu i ówdzie słomianozłote guziki spinające teraz tę mozaikę wyjściowego etiopiskiego garnituru. Wyżynnej, podeszczowej zieleni, wysokogórskiej żółci, rdzawych skał Rowu Afrykańskiego, błękitu Nilu. Kreacji ubieranej przez Etiopię przez wieki w niezmienionej postaci. Samolot dotyka już prawie ziemi, a coraz większe okręgi z ledwie rozpoznawalnymi kropkami ludzi wokół wciąż migają za oknem. Po porze deszczowej afrykańska ziemia jeszcze nie jest tak spalona, nie tak czerwonożółta od słońca aby zniknęły one szybko.

Nie, nie wróciłem stamtad wczoraj. To wszystko udało mi się napisać przez rok od powrotu. Smutne... Zaczynam ponownie... Przepraszam zawiodłem też na innych polach...