wtorek, 24 lutego 2009

Fez - Medyna

Fez – najstarsze miasto Maroka, pierwsza stolica. Ośrodek kultury islamskiej. Dawniej i jego święte miasto. Igiełki minaretów wybijają się ponad zabudowania. Kłują w oczy wysokością, wskazują drogę błądzącym w labiryncie uliczek. Wtopiony w jeden z sześciu tysięcy wąskich traktów, przejść, zaułków starego Fezu czujesz się powoli częścią tego wielkiego tętniącego ludzkimi sprawami, krwioobiegu. Organizmu żyjącego od stuleci tym samym rytmem. Spraw niezmiennych, spraw ważnych, spraw codziennych…Nie starzejącego się, nie przyjmującego kolagenu remontów na zmarszczki fasad. Całych kwartałów zabudowań zlepionych z tych samych od wieków komórek. Rodzin, sąsiadów, rzemieślników. I ich kooperacji - jak organów pracujących dla wydolności całego ciała. Żyjących z sobą - często wspólnymi sprawami. Samowystarczalnych. Piekarz, garbarz skór, zakłady tkackie, farbiarnie, krawiec, szewc, golibroda, hammamy- wspólne łaźnie. Souki - wielokolorowe targowiska ze skórzaną konfekcją - obuwiem i torbami, piramidkami przypraw równoważących zapachy sąsiednich stoisk mięsnych. Milczenie owiec patrzących głową bez ciała na ten niezakamuflowany sterylnymi rzeźniami,wyzbyty z hipokryzji współczesności, niezmienny cykl życia i śmierci.

Koty. Dzika strona miasta. Nieujarzmiona niczyją ręką. Niepoddająca się czułości. Ucztujące na wieczornych pobojowiskach niemych resztek obdartych z mięsa. Złudzeń, że mięso robione jest w fabryce nie ma…

Medyny - stare miasta arabskiego świata. Jedne z niewielu, z których nie uciekam. Nieliczne które kocham…

Zatopić się w nie. Zgubić. Węszyć. Nie poddać fałszywym przewodnikom. Prorokom bojaźliwych…

Kilkadziesiąt meczetów jak serca odmierza puls medyny… Pięć uderzeń na dobę…Allah akbar hipnotyzuje wołaniem muezinów … Zmusza do refleksji… Wskazuje zagubionym drogę… My już niestety nie zatrzymujemy się na dźwięk kościelnych dzwonów…

….Tak mógłby wyglądać subiektywny opis…

W Polsce na saunie, po powrocie, podłuchałem rozmowę o Maroku…

K… Syf k… Nic do roboty... a po 22 strach wyjść na miasto…

Jak bardzo nawykliśmy już do „naszego” stylu życia…

Tabuny turystów medyna zasysa przez jedną z kilku bram usadowionych w średniowecznym, masywnym piaskowym murze okalającym stare miasto. Poza minaretami, to bramy i mur, a nie słońce, stanowią punkt orientacyjny. Mogą go także stanowić, przynajmniej na początku tak się wydaje, służący swą pomocą przewodnicy. Młodzi chłopcy cały dzień podpierający ściany… Za ich pomocą mogą powstać inne jakże odmienne od moich wrażenia… Faux guides jak przestrzega Lonely Planet...

Wdarcie się współczesności… Nieodwracalne…

cdn


środa, 18 lutego 2009

Narty Toubkal (Oukaimeden) - plan minimum osiągnięty

Jak to? W Afryce? Narty? Na piasku chyba? Jednak wielki ślimak chmur, który przed wyjazdem sateliarnie przybliżał się do Maroka znad Europy zbijał wątpliwości niedowiarków. Ślimak zawinął się nad Atlasem Wysokim i pokrył śnieżnym śluzem wszystko. Znów pierwszy dzień w Afryce, jakże inny od poprzednich. Przysłonięte serową podpuszczką góry mistycznie kryły się pod stalowoszarymi czadorami chmur. Daliśmy wiarę legendom Berberów i naszym ciałom pokrytym teraz gęsią skórką przechodzącą w poczucie obrzmienia z zimna. Ośmiostopniowy Fez bardziej kojarzył by mi się z Richterem niż z Celsjuszem. Droga na pustynię nieprzejezdna z powodu opadów śniegu... Pierwsza taka klęska pogodowa od trzech lat w Maroku... Na poczet naszych planów narciarskich zapisała się dużym plusem... Dopiero po dwóch tygodniach okazało się że możemy doświadczyć tego że jest to plus dodatni..
Ania z prawej ja z lewej :-)

Więcej: coming soon...