czwartek, 3 lipca 2008

Jaipur

Nie chce sie wierzyc, ale monsun tu nie dotarl... Zar pustynnego Rajastanu rozlal sie nad rozowym starym miastem...Wody...Wody... Hindusi mniej skorzy do zagadywania znienacka: which country? Poukrywani nawet w obietnicy cienia... Jadac na zachod od Varanasi krajobraz zaczyna sie zmieniac... Islam coraz blizej... Coraz wiecej lukow, arabesek, meczetow... Do granicy z Pakistanem rzut beretem... Won wschodu Indi od zachodu jednak niewiele sie rozni... To ta mieszanina ostrych kadzidel, platkow kwiatowych, przypraw z ulicznych garkuchni i urynosmieciowego rynsztoku... Mimo wszystko jakby czysciej i przytulniej...
Jak zwykle zanurzylem sie w miasto gubiac sie w labiryncie waskich uliczek... Odprowadzany wzrokiem przez lokalnych rzemieslikow, kupcow, strarych hindusow siedzacych na progu i gromady dzieci zadajace te same pytania co zawsze... Moje imie przemieszczalo sie szybciej niz ja posrod zaulkow... Dzieciaki wylatywaly zewszad... Wolajac Kriss... Czy umiesz latac? Okazalo sie ze to najbardziej popularne imie - jaakiegos serialowego Supermana... I belive I can fly...
Nie chce sie pisac... Upal wypalil wszystkie mysli...
Woda tylko dla malp - Monkey Temple, Jaipur
Zaklinacz mnie - Brahman, Monkey Temple Gdzies tam, Jaipur - zmysly odmawiaja posluszenstwaJoga chorego na polio

Brak komentarzy: