piątek, 25 kwietnia 2008

W Sydney Polak...

Juz w Sydney Polak...

Kozdzizgo.Przez moment na poczatku australijskiej drogi wydawalo sie ze jakies nieporozumienie potezne nastapilo bo nijak nie moglem w rozmowach z miejscowymi (mein gott przestawic sie znowu - im dalej na zachod tym gorzej ze zrozumieniem mowy szybkiej jak karabin maszynowy na dodatek bez tlumika) zlokalizowac najwyzszego szczytu. Owszem pojawiali sie jacys nieznajomi Zterdzgli i Kozdzizgo ale bardziej do Gruzji mi to pasowalo... A to nie Kaukaz przeciez. Tylko Wielkie Gory Wododzialowe (pogododzialowe as well). Przygode z gorami zaczalem od lamania jezyka australijczykom na campie w Kosciuszko National Park... Nie moze to byc zeby z gola baba w windzie i nie nauczyc... Dave repeat: Stshe- lets -kee, Ko - sts -u - shko... Za to oni nauczyli mnie troche o naszym narodowym bohaterze, o ktorym wiemy niewiele... Otoz Tadeo poza Jeffersonem mial bardziej do rany przyjaciela, czarnego, bylego niewolnika, ktorego traktowal jak brata... Nie wiem tylko czy przed czy po zaangazowaniu w abolicyjne struktury amerykanskie... Wot quizu rozwiazanie...

Jakos tak polsko nadzwyczajnie w tej Austarlii niezamierzenie calkiem zrobilo sie. Na szczycie gory najwyzszej zbiegowisko, halas, zgielk, czerwono strasznie i bialo, i bialo-czerwono. Krzesanego w nutach rozpoznalem... i symbolicznie jakos tak znow zrobilo sie... Oto wchodze na Mt Kosciuszko raz to symboliczne dla mnie... A tu zjazd Polonii zastaje. Okulary sobie przeciwsloneczne zalozyc musialem se... W zasadzie to nie zjazd zastalem, tylko insurekcje cala miejscowych Polakow przeciw zapedom Aborygenow chcacych nazwe gory zmienic na bardziej rdzenna... Wiec i ja swoj kamyczek dolozylem na barykade przeciw geograficznym szchrajstwom uczac wymowy wlasciwej slowianskiej...

Extra Deal...Samochodowy. Cena za tojotke automata byla tak obiecujaca jak wizja mnie spiacego w niej z wyprostowanymi nogami na tylnych siedzeniech... Bez zadnego skooby doo yaa of course... Dobrze byloby jednak pomyslec wczesniej o tych dystansach czekajacych mnie... Pierwsza rzecz o jakiej australijczycy dyskutuja teraz to galopujace ceny paliwa... 1,49 A$ za liter, co znaczy 3.00 PLN, co znaczy wygrywamy przy tym galopie Wielka Pardubicka i bez cugli... Ale nawet, przy 4000 km ktore zrobilem te podobno wysokie tu ceny wala w rzezaca karte kredytowa. Ale chcielizwa, to mata. A propos tomata: nie wolno pod zadnym pozorem (pozor: 2000A$) przewozic zadnych owocow i warzyw swiezych w tereny, ktore zwiedzilem (najdalej na Zachod Broken Hill zaglebie kopalni srebra) z powodow ochrony przed muszka owocowa, ktora opanowuje kraj rownie skutecznie jak kroliki i lisy sprowadzone tu dla uciechy anglosaskich panow -mysliwych. Drozofila melanogaster - tak dzwiecznie brzmi, takie ma zaslugi genetyczne i co murzyn zrobil swoje... O nie... Moje pomidory przejechaly cala strefe... Mozna...
Aborygeni. Segregacja rasowa, dlugo tu obowiazywala. I wydaje sie ze obowiazuje nadal. W duzych miastach Aborygenow spotkac bardzo trudno... Jeszcze ciezej mowic o asymilacji z anglosaskim spoleczenstwem... Tu tylko wyjatek potwierdzajacy regule...
Zeby zadoscuczynic krzywdom i biedzie oddaje sie wazne dla aborygenskiej kultury tereny pod ich opieke jako rezerwaty lub czesci parkow narodowych. W wiekszosci tereny te oddawane sa rzadowi z powrotem w dzierzawe czy leasing przez aborygenskie spolecznosci. W tej czesci czerwonej Australii, ktora poznalem Aborygenow widywalem w zamknietych enklawach malych miasteczek z kolonialna przeszloscia wiktorianskich budynkow i depresyjna terazniejszoscia cimnoskorego kontrastu podpierajacego pobielone kiedys sciany... Saczacego najtansze piwo VB (prawdopodobny skrot od Very Bad) pod wszechobecnymi tabliczkami Alcohol Prohibited... Ale pewnie nie mialem szczescia i gdzies istnieje rownolegly swiat kohabitacji nie podzielony Wieza Babel Kolorow...

Rozmyslania nad Republika. Spoleczenstwo australijskie podzielone jest ostatnio nie tylko stosunkiem do rdzennych mieszkancow. Prawdziwe boje, radiowe debaty toczone sa na temat wprowadzenia systemu republikanskiego. Co oznacza dla Wielkiej Brytanii pomniejszenie Commonwealthu o solidnego partnera. Dla Australii umieszczenie kangura zamiast Union Jacka na fladze narodowej i usuniecie wszechobecnych portretow tylko liczac Elzbiete II zewszad... To tak jakby probowac usunac na stale Lenina z krajow postsowieckich. Ale zerwanie z uzaleznieniem od GB ma swoja cene... Skale uzaleznienia zobaczylem podczas obchodow tutejszego dnia zolnierza.
ANZAC Day 25 kwietnia to rocznica ladowania sprzymierzonych sil australijsko-nowozelandzkich w imie ochrony interesow Jej Krolewskiej Mosci w Turcji na plazy Gallipoli. Taka nasza Samosierra albo Haiti, albo Arnhem... Niestety pochod weteranow byl dlugi bolesny...I przypominal wszystkie wojny od Burskich w Afryce do pokojowych sil w Timorze Wschodnim. I jest to dzien z kolei nie dzielacy australijczykow lecz jednoczacy ich w wielki pochod ulicami Sydney. Byly tez reprezentacje innych alianckich sil... O ile Papuasow z Nowej Gwinei zrozumiec musialem... To coraz bardziej niecierpliwie oczekiwalem Bialego Orla na sztandarze. A tu Amerykanie, Sikhowie, Gurkowie, Czechoslowacja, Czetnicy, Grecy, Francuzi, Holendrzy... Juz oczekiwalem najgorszego, ze Niemcy zaraz przedefiluja, albo przynajmniej enerdowcy a nie nasze kamienie rzucone na szaniec... Ale doczekalem sieI pana Waldemara z II Korpusu, ktory po dwudziestu latach po wojnie, juz stad z Sydney odnalazl siostre, ktora czekala caly czas na niego we Lwowie...
Dyskusje. Spoleczenstwo australijskie dyskutuje jeszcze o :
- Tym dlaczego rzad Nowej Poludniowej Walii zaplaci za Katolickie Dni Mlodziezy organizowane przez papieza w Sydney (86 mln A$). Bo nawet chrzescijanie nie potrafia sie dogadac... Unionisci, baptysci, Dnia Siodmego adwentysci, prezbiterianie, Jehowy Swiadkowie... Tylko czesc zborow, ktore udalo mi sie zapamietac...
- Tym zeby wprowadzic w szkolach przynajmniej jeden jezyk azjatycki jako obowiazkowy... Oj tu dyskusja byla bardzo goraca... Zwlaszcza rasistowsko nasaczonych wypowiedzi na nie bylo sporo...
- Tym dlaczego ten napastnik nie zdobyl punktu z przylozenia akurat w tym meczu rugby... Pomimo wielokrotnych tlumaczen nadal nie rozumiem niektorych zagrywek...

A poza tym to najbardziej otwarte, przyjazne i usmiechem nastawione do swiata spoleczenstwo jakie widzialem do tej pory.

Ale - jade tam gdzie jest lato. Do uslyszenia z Azji.

Brak komentarzy: