piątek, 11 kwietnia 2008

Nowa Zelandia - Stairway to Heaven

Pogoda sie poprawila. Od razu zrobilo sie fotogenicznie... I razniej zrobilo sie i po tym kolejnym tygodniu Niu Ziland stal sie dla mnie kraina szczesliwosci... Stairway to Heaven...Ujarzmiona przyroda ma swoje plusy... Na prywatnych setkach ogrodzonych akrow, do ktorych czesto dotrzec mozna tylko przez nieasfaltowane drogi ( ktorych jakosc swoja droga jest nieraz lepsza iz niejednej polskiej krajowki)wlasciciele udostepniaja posiadane cuda w postaci skal, strumieni, buszu itp tworzac prywatne parki przyrody. Jeden z nich nalezacy do zakochanego od 25 lat w NZ Szwajcara ponizej:

Przy okazji tez troche zdziczalem jezdzac sam w tym samochodziku i spiac gdzie popadnie:

- podkraterze wulkanu Taranaki. Naprawde jedna z bardziej magicznych nocy w moim zyciu pomimo, ze nie doszlo do erupcji...

- glusza Waitomo i krowy otaczajace mnie w nocy coraz ciasniej... i straszniej bo nie wiedzialem na poczatku, ze to krowy...

- auto-portrety poranne w dolinie rzeki Warangai


-czasami poranna kawa w jednym z mijanych miasteczek i nieliczne kontakty z otwartymi nowozelandczykami - how you doing? Calkiem inaczej niz pierwszego tygodnia... Albo tez poranna kawa w KawaKawa. Kawakawa znane jest tez z uzytkowej sztuki architekta Hundredwassera. Mysle ze na taka toalete z butelek budulec sie wsrod kolegow znajdzie...- i poranne skutki zbyt szybkiej jazdy poprzednikow- polnocleg pod drzewem kauri - najwiekszym na wyspie (13m w obwodzie 51 m i 2000 lat). Polnocleg bo wieczorem widoczne bylo tylko wielkie drzewo... nie malutkie komary... Reszte nocy przespalem w samochodzie... Kauri wyniszczyli europejscy osadnicy wycinajac je w pien na calej wyspie dla drzewa i gumy...
Z kultury Maorysow pozostaly zamkniete skupiska osad i wiosek. W sumie 26 tribes, ktore niekoniecznie w przeszlosci chcialy sie integrowac wywolujac coraz to nowe powstania... Az do traktatu w Waitanga, na ktorym i tak europejczycy zrobili jak zwykle interes... Co prawda maoryski jest rowniez urzedowym jezykiem NZ, wraz z cala medialna otoczka w postaci TV i radia, ale i tak w kontaktach wszyscy posluguja sie angielskim. Pracujacych Maorysow spotkac mozna przede wszystkich tam gdzie biali juz nie chca - czesto przy robotach drogowych, jako sprzedawcow na stacjach benzynowych itp... Zostawili jednak slad w wymowie tutejszego angielskiego "e" wymawia sie jak "i". Winsdej (Wednesday) i tin delars (10 dolarow). Zwlaszcza to ostatnie jakos wzbudzilo we mnie raczej tajlandzkie skojarzenia... I troche z zycia i nie zycia (zaczynajac od niezycia):

I na koniec oddalem sie dwudniowej resocjalizacji w Wielkim Miescie. Auckland jest imponujace...

Brak komentarzy: