środa, 20 lutego 2008

Patagonia - Cerro Torre i Fitz Roy

Zlapalem to w dziecinstwie. Roznosi sie droga kropelkowa. Oczy zaczely zakraplac sie same, gdy zmuszone, odwracac sie musialy do codziennosci malego chlopca od kilometrow ksiazek na regalach i ton Poznaj Swiatow. Bezplodne palce krazace po mapie, bezsenne noce z latarka pod koldra, bezkrawawe lowy wsrod zdjec i przezroczy, bezkresne przestrzenie widziane czyims okiem. Nansen - dzieki Fridtjof za moj pierwszy biwak zima na balkonie w spiworze; Scott - dzieki za Twoja chec bycia pierwszym tam gdzie nikt jeszcze nie dotarl; Malinowski - dzieki za swiadomosc, ze dzicy robia to tak samo jak i my i uswiadomienie ze to robimy... Kukuczce za zrozumienie, ze bycie drugim nie przeszkadza byc Wielkim. I Malloremu za minimalistycznie pelna odpowiedz na pytanie: dlaczego wchodzi na szczyt? - bo jest. Skoro jest to musze tam byc. I temu kto pozwolil zrozumiec ten niuans pomiedzy angielskimi must i have to... Za przekucie imaginacji w rzeczywistosc...


PS nie mowiac o Tomkach, Robinsonach, Wladcach Much(brr)



Tak wiec dotarlem tu, gdzie organizowana przez ojca wyprawa pod koniec ´70ties dotrzec nie mogla. Wszystko przygotowane juz bylo lacznie z proporczykami z pieknym wizerunkiem Fitz Roya. Ale..

Wiec widzisz, pod Cerro Torre i Fitz Roy dochodzi sie z El Chalten - malutkiej miesciny jakby zywcem wyjetej z Przystanku Alaska.






Wrazenie jest piorunujace bo szczyty goruja nad okolica ze swoimi ok. 3100 i 3400, zwlaszcza, ze obozy startowe pod sciany znajduja sie na wysokosci jakichs 450 m npm. O trudnosciach decyduje nie tylko wysokosc scian. To przede wszystkim pogoda. I mnie sie udaje. Trafiam w jeden jedyny sloneczny dzien od jakiegos tygodnia. Oczywiscie Torre od czasu do czasu przecina jak brzytwa naplywajace z polnocy chmury popychane swiszczacym wiatrem i udaje mu sie to skutecznie. Fitz Roy jest lepiej widoczny, bo chmury zatrzymuja sie na iglicy Cerro Torre. W tych pìeknych okolicznosciach przyrody zasiedlam namiotowo oboz wspinaczy. Jest troche ludzi z Westu, sa Brazylijczycy i Rosjanie. I mysle sobie co tu taka sielanka, zamiast atakowac, atakowac. A tu pranie rozwieszone, climberzy sie opalaja. Nie, no popelina.
Nie opalaja, tylko susza po tygodniu deszczu ze sniegiem i wiatru wciskajacego go wszedzie...
Tak kak ja wstrietil druzja Moskali ja z nimi paznakomilsja. Nastepnego dnia idziemy razem pod sciane pomoge im przeniesc sprzet przez lodowiec. Nastepny dzien byl, jak powiedzieli, najgorszy od dwoch tygodni, znow snieg z deszczem dokladnie na granicy obozowiska. Nawet oni nie wyszli z obozu. Uspokoilo to troche pozostalych wspinaczy bo Rosjanie i tak byli jedyna ekipa, ktora w ogole od dwoch tygodni cos probowala rzezbic w scianie. Wot, slowianski temperament znany z innych gor, budzacy zaklopotanie i delikatne pukanie sie w czolo pozostalych...


Wiatr w Patagonii. Najpierw sa niesmiale ataki. Jak mucha smagajaca skrzydlem w popoludniowym sloncu rozleniwiona skore. Stopniowo coraz mocniejszy i mocniejszy, jednostajnie przyspieszajacy az do porywow przybijajacych czlowieka do ziemi. Powoduje to niesamowita zmiennosc pogody, a bywa, ze chmury na roznych wysokosciach plyna w przeciwnych kierunkach...

Jak przeczytalem, ze powodu warunkow pogodowych w Patagonii rosna olbrzymie karlowate drzewa pomyslalem ze napisal to jakis kretyn. Ale to prawda - nie tylko gwiazdy maja ta przypadlosc. Drzewa maja skarlowaciale galezie- pnie sa rzeczywiscie imponujaco rozbudowane.

Moja kuchenka sprawdza sie w tych warunkach doskonale. Pod warunkiem, ze sluzy jako przycisk do karimaty. Ki czort, albo chrzczona benzyne tu sprzedaja, albo macza w tym palce polska mafia paliwowa - palic sie nie chce. Pluje, prycha, kopci, dymi, pompka nie pompuje i nic z tego nie wynika. Musze ja sprawdzic w mniej wietrznych warunkach...

Yerba Mate - rodzaj pobudzajacego naparu, o smaku mocnej zielonej herbaty. Pija sie to wszedzie i ogolnie z malych owalnych kubeczkow, przez najczesciej metalowa rurke. Napoj jest na tyle kultowy, ze w zasadzie na kazdym rogu spotkac mozna darmowe automaty serwujace wrzatek do zaparzania (no prosze a u nas za wrzatek w schronisku juz chca pieniadze - co za czasy). Na poczatku ma sie wrazenie jakby cale miasto karnie zinfantylizowane bieglo do przedszkola probujac puszczac banki mydlane... Wiec zakupiony osprzet w postaci przede wszystkim worka z tym zielskiem mam z soba i popijam. Zaraz pierwszego dnia oczywiscie moglbym zaparzac w plecaku bo worek sie rozwalil... Ale wszystko opanowane - Yerba Mate pobudza...
Kilka slow przesylam z El Calafate bo czekam na autobus do Puerto Natales w Chile...

7 komentarzy:

Evika pisze...

Zdjęcia jak zwykle suuuper!!! Tak trzymaj:)

Kriss pisze...

Cholera, juz mam 2GB. Codziennie wywalam jakies. pozdro

Evika pisze...

Zgrywaj i wysyłaj:) Evika je przechowa:)

borek pisze...

a kto eto evika?

borek pisze...

a zdjęcia są jak zwykle dobre, takie jakby Wysoka w Rzędkowicach ino jeszcze większa

borek pisze...

a może byś zamieszczał tak na zdjęciach też i swoją fizjonomię ciekawe czy się zmieniłeś od wielości wrażeń

Evika pisze...

Evika to ja:)